Pokoleniu naszych babć i dziadków nieobce były problemy ze znalezieniem "tej drugiej połówki" (i nie chodzi tu o wódkę). Oto jak próbowano sobie radzić w czasach sprzed Facebook'a, portali randkowych, czy w ogóle Internetu (a więc jeszcze kilkanaście lat temu):
"Kurier Bydgoski" 1935 |
Był już podryw na epokowy wynalazek, teraz mamy udokumentowaną próbę na "wytwórnię filmową". Niby kawaler kulturalny, "po 30" (pewnie już się wyszalał), ma pomysł na biznes (wytwórnia filmowa!), ale czemu zamiast do banku po pożyczkę, pisze anons do rubryki matrymonialnej, szukając "idealistki"? I do tego jeszcze "przystojnej"? Nie prościej i taniej (litery!) byłoby napisać: "ładnej, głupiej i z kasą szukam"?
Dalej robi się poważnie, oto bowiem w całej okazałości uwidacznia się kryzys szkolnictwa wyższego w Polsce: profesor minął już "wiek chrystusowy", a tu dalej sam, "Akademik" z kolei, mimo wykształcenia i szlacheckiej krwi, cierpi na pustkę w sercu i w portfelu (ciekawe, która bardziej doskwierała?).
Takich kłopotów nie ma "Blondyneczka-szatynka", która nie tylko wie czego chce - "pana na stanowisku", ale potrafi również zachęcić własnym umeblowaniem i sumką "cośkolwiek" gotówki.
Lecz jeżeli kochać, to nie indywidualnie, jak się zakochać to tylko we dwóch... a dokładniej we dwie:
"Kurier Bydgoski", 1934 |
Blondyneczka i brunetka, młodsza i starsza, wieś i miasto - to się nazywa szeroko zarzucić sieci! Kto się zdoła oprzeć urokowi siostrzyczek?
Jeśli nie rodzeństwo, to może koleżanki:
"Kurier Bydgoski", 1935 |
A gdy już dojdzie do spotkania, zakochania, wreszcie ślubu, to można tym się pochwalić nawet w ogłoszeniu:
"Gazeta Grudziądzka", 1911 |
Kuczer żonaty, fornal żonaty, ale ten człowiek do świń to dopiero tajemnica - bezżenny, z wyboru, czy z upodobania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz