09 października 2013

Humaniści na rynku pracy

Pytając o szanse przysłowiowego humanisty na rynku pracy należy od razu dookreślić, czy chodzi o rynek krajowy czy zagraniczny? W tym drugim wypadku rzecz jest oczywista - Brytole wciąż żrą i śmiecą, Holendrzy uprawiają tulipany, a przy okazji sodomę i gomorę (w końcu nie każdy lubi robić w kwiatach), a Niemcy starzeją się i umierają (to ostatnie dotyczy każdej nacji, ale w świadomość starzenia się społeczeństwa niemieckiego przynosi poczucie pewnego spokoju, a może dokładniej - pokoju).

Sprawa komplikuje się jeżeli skupić się na pierwszym punkcie - w swej ojczyźnie humanista może wegetować za najniższą krajową, dzielnie niosąc pochodnię męczeńskiej tradycji polskiej inteligencji lub przebranżowić się i pod prapolską strzechą ruszyć z biznesem utuczonym na unijnych dotacjach.

Cóż począć, rynek wielu więcej filozofów czy historyków w stanie czystym nie przyjmie. Ale to samo czeka i inżynierów (jeszcze wspomnicie te słowa!), z tym, że za jakiś czas. Spory udział w utworzeniu tej świńskiej, przepraszam - humanistycznej górki mają rozmaite szkoły tego i owego oraz autodestrukcyjne zachowania nobliwych macoch niekarmiących, które wypuszczają rzesze tzw. chu(...)manistów.

I marną pociechą będzie fakt, że znamiona zepsucia sięgają już "złotego" okresu II RP:


"Gazeta Bydgoska", 1932

"Nie męczcie się!" - inwokacja wprost do współczesnych studentów i maturzystów. Niepokój może budzić jedynie sformułowanie "pięknym stylem" - czy wpasuje się on do egzaminacyjnego klucza? Chociaż, jeżeli ów tajemniczy literat nawet wiersz potrafi wysmażyć, to chyba można być spokojnym. Tym bardziej, że to wszystko "niedrogo i dyskretnie". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz