23 grudnia 2013

Gwiazdor idzie!

Sprawa niby wydaje się prosta i oczywista – św. Mikołaj wkłada prezenty do buta na Mikołajki, czyli w nocy z 5 na 6 XII, a na Gwiazdkę (czyli wieczór wigilijny) przychodzi Gwiazdor. Pierwszy odziany jest w strój biskupi, a więc ma ornat, pastorał, a na głowie infułę. Drugi nosi kożuch, futrzaną czapę, a w ręku dzierży nieodzowna rózgę. Przyjście Świętego następuje właściwie niepostrzeżenie, jedynym dowodem jego bytności są znajdowane rankiem w butach drobne podarki, głównie słodycze. Z Gwiazdorem jest inaczej – tu, żeby coś dostać trzeba się wykazać (np.: śpiewając kolędę, bądź mówiąc pacierz), ale i prezenty są bywają znacznie większe. Zawsze jednak istnieje groźba otrzymania rózgi.
 
Tak było i jest na znacznym obszarze kraju, rozciągającym się od morskich brzegów Kaszub, poprzez Pomorze, Kujawy i Wielkopolskę. Mieszkańcy innych regionów bądź postaci Gwiazdora nie znają, bądź mylnie łączą ją z niechcianym spadkiem po obcej kulturowo tradycji wschodniosłowiańskiego Dziadka Mroza (vide: "resortowe dzieci"). 
W rzeczywistości, ów starzec w futrzanej czapie i z workiem prezentów wywodzi się ze starej tradycji kolędniczej kiedy to w okresie Świąt Bożego Narodzenia domy odwiedzały m.in. turoń, diabeł, anioł, śmierć, król Herod i Gwiazdor właśnie. Wizualna odrębność tej postaci utrzymała się bardzo długo, dopiero w ostatnich latach zaczął on przyjmować formę anglosaskiego Santa Claus, który to również pozbawił stroju liturgicznego samego św. Mikołaja.
 
W Święta, w tym czasie wyjątkowo silnie przepełnionym wielowiekowymi tradycjami warto pamiętać i kultywować również nasze regionalne zwyczaje. Bo obojętnie czy prezenty przyniesie Gwiazdor, św. Mikołaj, Dzieciątko Jezus, Gwiazdka czy jeszcze ktoś inny, najważniejsze jest przecież, aby dobrze przeżyć ten czas. I tego właśnie wszystkim czytającym Curiosa życzę.
 
A pochodzącym z Pomorza, Kujaw i Wielkopolski tradycyjnie ‒ Bogatego Gwiazdora!
"Gazeta Bydgoska", 23 XII 1931
 

14 grudnia 2013

Tokalon, czyli świt martwej skóry


Skóra zamarła, czy żyje? To z pewnością ważne pytanie:


"Słowo Pomorskie", 9 VI 1936
Odpowiada na nie nowy, super, niezwykły, fantastyczny specyfik - "Tokalon"! Likwiduje zmarszczki, przywraca... ple, ple, ple... "wynik gwarantowany lub zwrot pieniędzy".

Pranie mózgów i kieszeni jest starsze niż by się wydawało...


12 grudnia 2013

Co słychać w słuchawkach?

Ostatnio było o problemach ludzi, którym jazz-banda przeszkadzała w konwersacji, więc amatorzy muzyki tańczyli w słuchawkach. Kontynuując wątek radjotechniczny, przenieśmy się do Czechosłowacji A.D. 1926:


"Goniec Nadwiślański", 22 V 1926

Pewnie nikt z ówczesnych nie przypuszczał, że inżynier Oczenaszek wyprzedził swoje czasy. Pewnie nikt ze współczesnych nie pamięta tego praskiego wynalazcy. Niektóre pomysły potrzebują czasu, aby ludzkość odczuła potrzebę (i posiadła technologię).

Skoro już mowa o radioodbiornikach to warto wspomnieć co można było usłyszeć z głośnika:




"Gazeta Bydgoska", 15 XII 1929

10 grudnia 2013

Orkiestra na uszach

Ludzie od zawsze próbowali przewidzieć przyszłość. Dziś większość z tych prognoz budzi jedynie śmiech i niedowierzanie, że ktoś kiedyś mógł się tak pomylić, przeliczyć i pobłądzić.
Zazwyczaj najbliżej rozwiązania kwestii tego co będzie, bywa się przez przypadek:


"Goniec Nadwiślański", 14 IV 1926
Współcześnie "orkiestrę na uszach" nosi co drugi pasażer autobusu i 3/4 biegaczy. Tylko każdy kiwa się we własnym rytmie...

04 grudnia 2013

Barbórka!

Heterosceptyczny przedstawiciel braci górniczej z północy kraju
Z okazji dzisiejszego górniczego święta, składając życzenia wszystkim ślązakom i krasnoludom wypełniającym swe odwieczne powołanie, nie należy zapominać o tych, którzy podejmuję codzienny trud pracy pod ziemią również w innych częściach naszej pięknej ojczyzny. Ci dzielni ludzie, żyjąc pośród melancholijnych czarnoziemów, narażają swoje zdrowie (głównie psychiczne) walcząc z abnegatami zdrowego rozsądku i zwolennikami chaosu. I to wszystko przy pomocy jeno drobnego ptactwa polnego - wróbla! Zatem najlepszego dla wszystkich, którym przyszło pod ziemią robić!

02 grudnia 2013

Przyszłość komunizmu spoczywa w rękach pawianów!

Podczas czytania zaleca się słuchanie muzyki.

Prasa polska w II Rzeczpospolitej regularnie informowała o wydarzeniach z zagranicy, czasem tej bliższej, a czasem dalszej:





W tym wypadku bliski sąsiad  - Związek Sowiecki vel. Radziecki (bo każdy kryminalista musi mieć ksywę) objawił się naprawdę daleko od granic ojczyzny proletariatu, a mianowicie w Boliwii. Sam fakt pojawienia się tam agentury komunistycznej nie powinien budzić większego zdziwienia - Ameryka Południowa od wieków była kontynentem niezwykle silnych nierówności społecznych (o czym można się przekonać oglądając tamtejsze telenowele lub Wojciecha Cejrowskiego). Jest to w dużej mierze zasługa hiszpańskich i portugalskich kolonizatorów. Ale i sami Indianinie nie byli tak kryształowo czyści (z wyjątkiem Winnetou oczywiście). Wspominane bowiem w artykule "państwo inkasów" to oczywiście Imperium Inków znane jako Tawantinsuyu – Królestwo Czterech Stron Świata, które przez wielu historyków określane jest jako pierwsze państwo totalitarne w historii, walnie przyczyniło się do rozpowszechnienia i utrwalenia się systemu, którego cechy okazały się niezwykle podobne do rozwiązań zastosowanych w wielu państwach Europy (i nie tylko) I połowy XX wieku. Czas leczy rany, po kilku stuleciach wspomnienie, czy może bardziej wyobrażenie o dawnym indiańskim imperium musiało być kuszącą alternatywą wobec lokalnych mutacji europejskiego feudalizmu.


Kraj Rad niósł pochodnię rewolucji wielu ludom, na wszystkich kontynentach, ale światli działacze partyjni nie zapominali o Centrali, tj. o Moskwie:

"Słowo Pomorskie", 29 IV 1927
Zbitka pawian-komunista, mimo swego potencjału nie jest zbyt popularna, ba piszący te słowa kojarzył jak dotąd tylko jednego uczłowieczonego (?) pawiana, który przedarł się do masowej wyobraźni. Otchłanie Internetu są jednak niezgłębione, a jego bogactwa nieprzeliczone - chcieliście pawianów-komunistów? Proszę bardzo!



28 listopada 2013

"Wyuzdane orgje niemoralne"

"Goniec Nadwiślański", 16 IX 1927
Nie można było przejść obojętnie obok takiego tytułu - nie dość, że orgie, to jeszcze wyuzdane i niemoralne! A pomyśleć, że Niemcy podobno są ludźmi bez polotu. Pan Otton Kurzweg zadaje kłam tym stereotypom.

Tylko czy ktoś widział moralną i niewyuzdaną orgię???


27 listopada 2013

Czym zagryzać?


Prawdziwy Słowianin-Polak nie zapija wódki. To wiadomo. Nadmiar słodzonych napojów używanych najczęściej jako popitka jest przecież główna przyczyną kaca. Za to od niepamiętnych czasów wśród ludów słowiańskich trwa piękny zwyczaj "zagrychy". Czasem przybiera dość ekstremalne formy:


"Gazeta Bydgoska", 6 V 1936
Kluczem do zrozumienia pana Bolesława Wyrobka, jest odpowiedź na pytanie - czy jadał kajdany i popijał wódką, czy też na odwrót - walił wódę i zagryzał czym się dało  - zegarkami, monetami, etc?

Mający problem alkoholowy (awantury po pijaku niczym jakiś poseł!) pan Wyrobek był poprzednikiem innego wielkiego degustatora. Tym razem idzie o przedstawiciela naszej bratniej nacji - postać rosyjskiego weterana wojny ojczyźnianej ze srebrnego ekranu - Andrieja Sokołowa.  Ten bohater radzieckiego przeboju "Los człowieka" (Судьба человека, 1959) przeszedł do historii kina znamienną sceną, dobitnie ukazującą przewagę sowieckiego żołnierza nad niemieckim wrogiem.

Nie namawiam do konsumpcji metalu w czasie picia wódki (chyba, że słuchowej), tym bardziej do chłeptania procentowej serii szklanek, żeby zaszpanować kolegom zza Odry... ale gdyby ktoś spróbował, to z góry dziękuję za zdjęcia i/lub filmik!


26 listopada 2013

Urodonal

"Gazeta Bydgoska", 15 XII 1929
Przejmująca scena - oto mężczyzna w sile wieku, typowy everyman, cierpi. Ale jak teatralnie i dosłownie cierpi! Z brzucha i klatki piersiowej wystają pokryte złowróżbną czernią, przedmioty przypominające kozackie spisy, a plecy rwą gigantyczne obcęgi! Kto tak urządził tego biedaka?! Hiszpańska inkwizycja, sowiecki Smiersz, rodzimy urząd podatkowy? 


Nie! To kwas moczowy! A na dolegliwości związane z "zatrutym kwasem moczowym" najlepszy jest - URODONAL - "dostępny w aptekach i składach aptecznych". Mamy happy end. Kurtyna!

25 listopada 2013

Głuszec sakralny, czyli pozdrowienia z Mazur!


Ostatnimi czasy popularność zyskuje hasło "Mazury - cud natury!", mające promować województwo Warmińsko-Mazurskie jako idealne miejsce do wypoczynku i oderwania się od cywilizacji. Pozostaje mieć nadzieję, że tak się nie stanie, bo rejon został już w wystarczającym stopniu zohydzony przez miejscowych próbujących zaspokajać najniższe gusta estetyczne przyjezdnych.

Na szczęście są jeszcze miejsca, w których lokalność i "tutejszość" o kresowym wręcz posmaku wciąż pozostaje nieodkrytą jakością.

Kilka przykładów geniuszu miejsca i czasu z Warmii i Mazur:


Święta Lipka

Gdzieś nad jeziorem

Jak Mazury to przecież szanty, w końcu to prawie nad morzem (uwaga geograficzni ortodoksi - Zalewu Wiślanego zakorkowanego przez Ruskich nie wliczam!), więc można puścić sobie nieodżałowanego obywatela ziemi mazurskiej - Krzyśka Klenczona i pokontemplować to zdjęcie z okolic wsi Wydminy:
"Wnętrze mazurskiej karczmy, przełom wieków: XX/XXI" - sufit "wali się" niczym w "Białym Mazurze" Ruszczyca, tylko wystrój bardziej pojechany 

I "last, but not least" - elementy dekoracyjne (?) gotyckiego kościółka w środku niczego, tam gdzie zaczynają się Mazury Garbate: 

Sądząc po tym okazałym łbie, bogini matka zapewnia powodzenie w łowach

Tak, to również zdjęcie z wnętrza kościoła

Atrybutem jakiego świętego jest głuszec?
Podsumowując  - jak tylko śniegi zejdą, a lody puszczą na rzekach - pędźcie na Mazury! A pod drodze zachwyćcie się Warmią!

23 listopada 2013

Sin City - Toruń's reality


Tytuł wpisu może i nie trąci szczególną elokwencją i lotnością słowa, ale przynajmniej dobrze wprowadza w klimat nagłówków z bezpłatnych gazetek, które masowo zalegają po dyskontach i super marketach jak kraj długi i szeroki. Dziś temat jak najbardziej 
poważny – zło:

Swoją drogą, "szajka spod znaku wódki i zakąski" musi stanowić nie tylko w Toruniu, ale i w Polsce najsilniejszą organizację przestępczą, coś na kształt włoskiej Mafii, czy japońskiej Yakuzy. Być może i pośród osób czytających te słowa znajdą się Ci, którzy nie raz, nie dwa do tej szajki przystąpili. Większość jednak, jak mniemam, należy do niej od ładnych paru lat.

No to, na zdrowie!



21 listopada 2013

Tajne grzechy młodości



"Gazeta Grudziądzka", 28 XII 1908
"Grzechy młodości", "słabość męzka", "nadużycia" - jedna choroba, a tyle określeń. Eskimosi znają podobno kilkanaście słów na śnieg, czyżby oznaczało to, że dla ówczesnych mężczyzn choroby weneryczne były tak popularne jak śnieg na biegunie?

Czytając literaturę pamiętnikarską, rozmaite wspomnienia i wyimki opisujące przełom XIX i XX wieku, można zdecydowanie stwierdzić, że wśród uczniów, studentów, a nawet żonatych (nie wspominając o kawalerach!) okazjonalne wizyty w tzw. "bajzlu", czy też "burdelu" nie były niczym dziwnym. Oczywiście nigdy nie było tak, że udawało się tam 100% męskiej populacji, ale popyt utrzymywał się na stałym, zadowalającym prowadzących ten biznes, poziomie.

A że za chwilę uniesienia trzeba było płacić zdrowiem - stąd kolejny zarobek rozmaitych paramedyków, jak ów dr Retau.

19 listopada 2013

Oczywistości

Każdy go używa, a jednak przedmiot ten nie bywa częstym tematem rozmów. Milczenie przerwał dopiero pan Jan Anders z Poznania na łamach "Nowego Kurjera":


"Nowy Kurjer", 10 IV 1929
Prosto i na temat: wieko, wygódka. Generał Sławoj-Składkowski nie wpadł jeszcze wówczas na pomysł propagowania higieny na polskiej wsi, co miało mu ostatecznie dać pomnik trwalszy niźli ze spiżu – bo zapisanie nazwiska w polszczyźnie (sławojki!), a mianem ubikacji wciąż określano tylko każdą małą przestrzeń magazynowo-użytkową.

16 listopada 2013

Eremita i kogut



"Nowy Kurjer", 28 X 1928

Z owczarzami jak wiadomo zawsze jest coś na rzeczy – taki to nocnicę przepędzi, "oczami" urok rzuci, innym razem chmurę gradową naśle (lub przegoni), jednym słowem persona, z którą należy się liczyć, a przynajmniej nie wchodzić jej w drogę. Tym bardziej zrozumiała wydaje się radość łaskarzewian, których odwiedził pokojowo nastawiony owczarz-eremita. Żyje w jamie, mało jada – o surowiźnie i wodzie żyje, wiele daje – leczy ludzi i zwierzęta, doradzi w trudnej sprawie,  bogobojny (do pokuty namawia), no i co najważniejsze – nic za to nie bierze! 

Inna rzecz, wyróżniająca łaskarzewskiego eremitę, to wyłamanie się z zawodowych kompetencji - zamiast opiekować się owcami, żyje z kogutem. Dzieli z nim łoże, a ptak zastępuje mu zegar. Miejmy nadzieję, że tylko zegar...

Prasa milczy, czy następnej wiosny owczarz wrócił do swej jamy przy łaskarzewskim cmentarzu. Może powędrował gdzieś dalej...



15 listopada 2013

Jak się rozmnażać?


Jak się rozmnażać to na całego:

"Nowy Kurjer", 2 VI 1929

Oto przykład dla współczesnych kobiet – pani Voellnerowa! A i mężczyźni powinni wziąć ten przykład do serca, w końcu Frau Voellner nie poczęła tych wszystkich dzieci w wyniku partenogenezy, ale ze swym małżonkiem Alfredem (przynajmniej zróbmy takie założenie). Mąż w zasadzie okazał się tak ważny, że korespondent zapomniał (uznał to za nieważne?) wspomnieć jak ma na imię owa germańska Magna Mater

Aby uzmysłowić czytelnikom, z jakim osiągnięciem mamy tu do czynienia, warto sobie uzmysłowić, że:  

– nasza bohaterka rodziła średnio dwójkę dzieci rocznie,

– w Polsce A.D. 2013 na jedną kobietę w przedziale wiekowym 15-49 lat przypadało 1,3 dziecka, co oznacza, że pani Voellnerowa żyjąc współcześnie "wyrobiłaby" normę za 13,8 matek!

– Republika Weimerska stwarzała warunki umożliwiające posiadanie rodziny większej niż: kobieta, kot, rower i/lub mężczyzna, komputer, bilet miesięczny.

– Alfred Voellner był w stanie utrzymać 20-osobową rodzinę (cokolwiek robił – był w stanie)


14 listopada 2013

Pompa odsysająca rozum

Ledwie kilka dni temu, piszącemu te słowa przyszło odwiedzić Węsiory, które (jeżeli już z czegoś) słyną z kamiennych kręgów autorstwa plemion gockich, które pod wodzą króla Beriga przetaczały się przez Pomorze na trasie Szwecja - południe Europy. Działo się to dosyć dawno, bo w II-III w. n.e. Sprawa została już dogłębnie zbadana przez archeologów, o wynikach ich pracy można poczytać tutaj (polecam – kawałek rzetelnego tekstu).

I w tym miejscu wypadałoby zaapelować, aby osoby ortodoksyjnie racjonalne, pokładające pewność w wiedzy, jednym słowem powszechnie uznawane za normalne - odstąpiły od dalszej lektury... Wypadałoby, ale, że za wysoce wątpliwy należy uznać fakt, iż ktoś zagląda do Curiosów, aby znaleźć "normalność" (czymkolwiek ona ma być), ostrzeżenie takie wydaje się zbyteczne. Zapnijcie zatem pasy i w drogę – w meandry ludzkiej wyobraźni! Muzyka!

Na początku było niewinnie, a nawet trochę nostalgicznie i rozczulająco:








Tradycyjne Dziady były całkiem niedawno, a tradycja słowiańska nie ginie lecz ma się dobrze, więc znicze i kwiaty były na miejscu. Prócz nich adoranci musieli też dokonać rytualnej obiaty, w ramach to której być może spożywali warzone w prapolskim Poznaniu piwo o arcysłowiańskiej nazwie "Lech", bowiem puszki po tym napoju walały się dość licznie po okolicy. Mogli być to również kibice ŁKS-u, ale nie uprzedzajmy faktów...

Okoliczne sosny licznie oblepiały kartki formatu A4. I to treść na nich zawarta przykuła szczególnie mą uwagę.





Zdziwienie mogą budzić nazwy kolejnych kręgów: Strażnik, Merope, Elektra, Taigete, w końcu to kręgi gockie, a nie greckie, no ale od szczypty mitologii jeszcze nikt nie umarł (najwyżej sęp mu wątrobę wyżarł).

Tuż obok jednak jak byk stało, że "tutejsze kręgi kamienne są miejscem mocy o szczególnie miękkiej energii, działającej jak pompa odsysająca chaos [sic!] zarówno z otoczenia, jak też z wszelkich organizmów żywych...". Kto nie wierzy, niechaj czyta:





Zwierząt żadnych jako żywo nie było, a i miejscowi woleli jakoś pobliską polną drogę od okazji zażycia dawki energii z wnętrza kręgu. Może nie mieli wiedźmińskiego medalionu... nie wiem.

Generalnie kręgi wszystkim i na wszystko robią dobrze "wyrównując potencjały energetyczne". Przy okazji autorzy tego tekstu zahaczyli o stolemy, Gotów, UFO, etc. (ukłon w stronę turystycznej promocji Gminy?). Wydaje się, że trafiliśmy do istnego raju, ale każdy raj ma swoje zasady, których złamanie niesie ze sobą poważne konsekwencje. Doświadczyła ich pani Karolina Fijałkowska, która niebacznie zabrała kamień z "kręgu Strażnika":





Kobietę bolała głowa, więc... wzięła kamień ze stanowiska archeologicznego. No przecież każdy tak robi, nie? Ciekawe czy planowała aplikować lekarstwo w formie okładu, doustnie czy doodbytniczo? 

Migrena musiała być dosyć silna, pisze ona bowiem, że nie zauważyła "karteczek z ostrzeżeniami", co jest o tyle dziwne, że łatwiej przeoczyć same kręgi niż te sterty zakoszulkowanych kserówek o oczojebnej czcionce.

Zdobycz już wkrótce okazała się problematyczna, ponieważ urwała pani Karolinie torebkę (Uwaga: kamienie zbierane poza kręgami mocy torebek nie urywają!). Jednocześnie "gdzieś koło miejscowości", w której mieszka spaliło się dwóch mężczyzn... No jak nic kamień. Nie wspomina co prawda czy kury też się przestały nieść, a krowy cielić, ale wynika to zapewne z wagi wydarzeń, które dopiero miały nastąpić. 


Otóż, w domu pani Fijałkowskiej zagnieździł się poltergeist, który za nią "wyczuwalnie" łaził, a do łazienki sprowadziły się skrzaty. Normalny człowiek wezwałby Wiedźmina lub chociaż owczarza z pobliskiej wioski, ale nasza dzielna bohaterka postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce i po konsultacji z teściową odwiozła kamień z powrotem do Węsiorów. Dzięki temu z domu (z głowy?) pani Karoliny zniknęły napastliwe stukacze, skrzaty przestały szczać do szamponu, a i ból głowy ustąpił (zaczęła spać na poduszce zamiast na magicznym kamyku?). Jednym słowem: Cud! Ludziska, cud! I żywy dowód na to, że nic się nie kończy i nic nie zaczyna - zmienia się jedynie scenografia świata, a ludzka natura pozostaje niezmienna.


To jeden z tych kamieni prześladował panią Karolinę!



Kartka na końcu trasy zawierała krótki komunikat, nie wiadomo, czy odnoszący się tylko do "mocy miejsca", czy też do stanu umysłu po przeczytaniu poprzednich informacji:



Poczuwszy się "przeładowany energią", postanowiłem opuścić nie tylko krąg, ale i cały rezerwat archeologiczny. Swoją drogą, ciekawe czy kibice ŁKS-u on tour też poczuli się "przeładowani"?




P.S. Głodnym wiedzy polecam stronę autorów owych tabliczek – Stowarzyszenia Badań Kamiennych Kręgów – prócz tytułowych zagadnień, jest tam sporo informacji o UFO, kulach energetycznych, i niuejdżowskim kulcie Wicca. Enjoy!

08 listopada 2013

Winter is coming!

Na dworze coraz chłodniej, od rana mży, dżdży i zacina północny wicher. Listopad skutecznie wykańcza ostatnie barwy lata i odcienie optymizmu. Jednym słowem trzeba sięgnąć do szafy po cieplejsze rzeczy. Albo kupić nowe. Oczywiście najlepiej zaopatrywać się u producenta:

starpulse.com


"Goniec Wielkopolski", 1897
Nie ma lepszej reklamy niż producent noszący własne wyroby, Proszę tylko popatrzeć jak wspaniale leżą te rękawice!

Co nam jednak po najpiękniejszych choćby rękawicach, jeżeli dłonie pozostają puste! Warto pomyśleć o dobrym żelazie:


"Gazeta Bydgoska", 1923

I człowiek od razu wygląda poważniej:


starpulse.com

Tak zaopatrzeni możemy już raźno wkroczyć w objęcia zimy:

starpulse.com


P.S. Tylko dlaczego Starkowie nie noszą czapek? Przecież warto chronić swoją głowę, szczególnie zimą. Inaczej można ją stracić.


07 listopada 2013

06 listopada 2013

Elixir de Kujavia

... czyli tynkturę na porost włosów, tudzież przeciwko siwiźnie poleca Pierwsza kujawska Perfumerya specjalna w Inowrocławiu:

"Dziennik Kujawski", 1894
Od tamtej pory minęło 130 lat, a liczba łysych bądź posiwiałych w Inowrocławiu, tudzież na całych Kujawach wcale nie zmalała. Może jednak owej tynktury używano do czego innego niż smarowanie głowy? W końcu mleko orzechowe nie może być aż tak niesmaczne...

02 listopada 2013

Zaduszki i Hubertus!


Symboliczne połączenie Zaduszek (dzisiaj) i św. Huberta (jutro):
Kuna w krypcie do zobaczenia w Gniewie


Wszystko tu jest prawdziwe: trumny, kości, kuna i zjadany przez nią drób. Zdziwienie też. 

31 października 2013

Coraz bliżej Święta!


Przed wizytą u dawno niewidzianych krewnych na cmentarzu, warto zaopatrzyć się w drobny upominek. Zwyczaj porządnych słowiańskich Dziadów łączący się z ucztowaniem na grobach ogranicza się współcześnie niestety tylko do Podlasia (a dalej na Wschodzie do Wileńszczyzny i Grodzieńszczyzny), co jednak nie zwalnia nas z "bycia na czasie" w kwestiach mody cmentarnej:


Prócz tradycyjnych zniczy absolutnym must have tego sezonu jest ledowy aniołek:

Tylko w Netto!

Dane produktu (z opakowania):

"Anioł ozdoba solarowa

- kolor: biały
- z lampką LED
- wymiary: 14,5 cm x 12 cm x 21,5 cm"

Słonko zaświeci i krzyż w dłoniach aniołka będzie pałał nieziemskim blaskiem w długie listopadowe noce... I to wszystko za jedyne dwadzieścia kilka złotych! 


Kogo nie przekonuje anioł, tego z pewnością skusi inna skrzydlata istota:


Weź ptaszka w dłonie?


Dobrego i mądrego świętowania!

30 października 2013

Kiedy przyjdą podpalić dom, ten na którym mieszkasz — Ziemię...

Dziś mija równo 75 lat od pierwszej próby podbicia naszej małej błękitnej przez Marsjan. Oto, co o słynnym słuchowisku na podstawie książki H. G. Wellsa "Wojna światów" pisano w Polsce:

"Kurier Bydgoski", 1938



Tyle doniesień z przeszłości. Przyszłość za to (i to ta najbliższa) szykuje kolejne widowisko w temacie konfliktu MY albo ONI  — 31 X do polskich kin wchodzi "Gra Endera". Tymczasem, w oczekiwaniu na jutro, oddajmy się kontemplacji co by było gdyby Obcy zaatakowali nasz piękny kraj już dziś...

29 października 2013

"Cenne odpadki filozoficzno-poetyckie"



Wyimki z korespondencji niejakiego p. Łucjana Czarnowskiego z redakcją "Gońca Nadwiślańskiego" z 1926 roku:


i ciąg dalszy:



Przykładowy kosz redakcyjny