"Nowy Kurjer", 28 X 1928 |
Z owczarzami jak wiadomo zawsze jest coś na rzeczy – taki to nocnicę
przepędzi, "oczami" urok rzuci, innym razem chmurę gradową naśle (lub
przegoni), jednym słowem persona, z którą należy się liczyć, a przynajmniej nie
wchodzić jej w drogę. Tym bardziej zrozumiała wydaje się radość łaskarzewian,
których odwiedził pokojowo nastawiony owczarz-eremita. Żyje w jamie, mało jada
– o surowiźnie i wodzie żyje, wiele daje – leczy ludzi i zwierzęta, doradzi w
trudnej sprawie, bogobojny (do pokuty namawia), no i co najważniejsze –
nic za to nie bierze!
Inna rzecz, wyróżniająca łaskarzewskiego eremitę, to wyłamanie się z zawodowych
kompetencji - zamiast opiekować się owcami, żyje z kogutem. Dzieli z nim łoże,
a ptak zastępuje mu zegar. Miejmy nadzieję, że tylko zegar...
Prasa milczy, czy następnej wiosny owczarz wrócił do swej jamy przy
łaskarzewskim cmentarzu. Może powędrował gdzieś dalej...
Podobno szczytpta zoofili łagodzi obyczaje. :) A jak kogut szczęśliwy, to bym się nie czepiała. :) Może mu lepiej było z eremitą, niż z kurami wstawać? Albo może to kogut patrzył pożądliwym wzrokiem, a eremita tak tylko na fali dobroci go przygarnął? Różnie się układa między drobiem a człowiekiem, jak powinno mówić porzekadło.
OdpowiedzUsuńI to wszystko tuż za murem uświęconej cmentarnej ziemi! Tfu, plugastwo!
UsuńOj plugastwo zaraz. I tak byś koguta zjadł!
UsuńSądząc po jadłospisie, eremita był stary i łykowaty, więc jednak zeżarłbym tego koguta. Albo chociaż rosół zrobił.
UsuńW tym kontekscie powiedzenie o chodzeniu spać z kurami zyskuje nowe znaczenie
OdpowiedzUsuń:D Tak samo jak dylemat kto był pierwszy - kura czy jajko? Wychodzi, że kogut.
Usuń