28 listopada 2013

"Wyuzdane orgje niemoralne"

"Goniec Nadwiślański", 16 IX 1927
Nie można było przejść obojętnie obok takiego tytułu - nie dość, że orgie, to jeszcze wyuzdane i niemoralne! A pomyśleć, że Niemcy podobno są ludźmi bez polotu. Pan Otton Kurzweg zadaje kłam tym stereotypom.

Tylko czy ktoś widział moralną i niewyuzdaną orgię???


27 listopada 2013

Czym zagryzać?


Prawdziwy Słowianin-Polak nie zapija wódki. To wiadomo. Nadmiar słodzonych napojów używanych najczęściej jako popitka jest przecież główna przyczyną kaca. Za to od niepamiętnych czasów wśród ludów słowiańskich trwa piękny zwyczaj "zagrychy". Czasem przybiera dość ekstremalne formy:


"Gazeta Bydgoska", 6 V 1936
Kluczem do zrozumienia pana Bolesława Wyrobka, jest odpowiedź na pytanie - czy jadał kajdany i popijał wódką, czy też na odwrót - walił wódę i zagryzał czym się dało  - zegarkami, monetami, etc?

Mający problem alkoholowy (awantury po pijaku niczym jakiś poseł!) pan Wyrobek był poprzednikiem innego wielkiego degustatora. Tym razem idzie o przedstawiciela naszej bratniej nacji - postać rosyjskiego weterana wojny ojczyźnianej ze srebrnego ekranu - Andrieja Sokołowa.  Ten bohater radzieckiego przeboju "Los człowieka" (Судьба человека, 1959) przeszedł do historii kina znamienną sceną, dobitnie ukazującą przewagę sowieckiego żołnierza nad niemieckim wrogiem.

Nie namawiam do konsumpcji metalu w czasie picia wódki (chyba, że słuchowej), tym bardziej do chłeptania procentowej serii szklanek, żeby zaszpanować kolegom zza Odry... ale gdyby ktoś spróbował, to z góry dziękuję za zdjęcia i/lub filmik!


26 listopada 2013

Urodonal

"Gazeta Bydgoska", 15 XII 1929
Przejmująca scena - oto mężczyzna w sile wieku, typowy everyman, cierpi. Ale jak teatralnie i dosłownie cierpi! Z brzucha i klatki piersiowej wystają pokryte złowróżbną czernią, przedmioty przypominające kozackie spisy, a plecy rwą gigantyczne obcęgi! Kto tak urządził tego biedaka?! Hiszpańska inkwizycja, sowiecki Smiersz, rodzimy urząd podatkowy? 


Nie! To kwas moczowy! A na dolegliwości związane z "zatrutym kwasem moczowym" najlepszy jest - URODONAL - "dostępny w aptekach i składach aptecznych". Mamy happy end. Kurtyna!

25 listopada 2013

Głuszec sakralny, czyli pozdrowienia z Mazur!


Ostatnimi czasy popularność zyskuje hasło "Mazury - cud natury!", mające promować województwo Warmińsko-Mazurskie jako idealne miejsce do wypoczynku i oderwania się od cywilizacji. Pozostaje mieć nadzieję, że tak się nie stanie, bo rejon został już w wystarczającym stopniu zohydzony przez miejscowych próbujących zaspokajać najniższe gusta estetyczne przyjezdnych.

Na szczęście są jeszcze miejsca, w których lokalność i "tutejszość" o kresowym wręcz posmaku wciąż pozostaje nieodkrytą jakością.

Kilka przykładów geniuszu miejsca i czasu z Warmii i Mazur:


Święta Lipka

Gdzieś nad jeziorem

Jak Mazury to przecież szanty, w końcu to prawie nad morzem (uwaga geograficzni ortodoksi - Zalewu Wiślanego zakorkowanego przez Ruskich nie wliczam!), więc można puścić sobie nieodżałowanego obywatela ziemi mazurskiej - Krzyśka Klenczona i pokontemplować to zdjęcie z okolic wsi Wydminy:
"Wnętrze mazurskiej karczmy, przełom wieków: XX/XXI" - sufit "wali się" niczym w "Białym Mazurze" Ruszczyca, tylko wystrój bardziej pojechany 

I "last, but not least" - elementy dekoracyjne (?) gotyckiego kościółka w środku niczego, tam gdzie zaczynają się Mazury Garbate: 

Sądząc po tym okazałym łbie, bogini matka zapewnia powodzenie w łowach

Tak, to również zdjęcie z wnętrza kościoła

Atrybutem jakiego świętego jest głuszec?
Podsumowując  - jak tylko śniegi zejdą, a lody puszczą na rzekach - pędźcie na Mazury! A pod drodze zachwyćcie się Warmią!

23 listopada 2013

Sin City - Toruń's reality


Tytuł wpisu może i nie trąci szczególną elokwencją i lotnością słowa, ale przynajmniej dobrze wprowadza w klimat nagłówków z bezpłatnych gazetek, które masowo zalegają po dyskontach i super marketach jak kraj długi i szeroki. Dziś temat jak najbardziej 
poważny – zło:

Swoją drogą, "szajka spod znaku wódki i zakąski" musi stanowić nie tylko w Toruniu, ale i w Polsce najsilniejszą organizację przestępczą, coś na kształt włoskiej Mafii, czy japońskiej Yakuzy. Być może i pośród osób czytających te słowa znajdą się Ci, którzy nie raz, nie dwa do tej szajki przystąpili. Większość jednak, jak mniemam, należy do niej od ładnych paru lat.

No to, na zdrowie!



21 listopada 2013

Tajne grzechy młodości



"Gazeta Grudziądzka", 28 XII 1908
"Grzechy młodości", "słabość męzka", "nadużycia" - jedna choroba, a tyle określeń. Eskimosi znają podobno kilkanaście słów na śnieg, czyżby oznaczało to, że dla ówczesnych mężczyzn choroby weneryczne były tak popularne jak śnieg na biegunie?

Czytając literaturę pamiętnikarską, rozmaite wspomnienia i wyimki opisujące przełom XIX i XX wieku, można zdecydowanie stwierdzić, że wśród uczniów, studentów, a nawet żonatych (nie wspominając o kawalerach!) okazjonalne wizyty w tzw. "bajzlu", czy też "burdelu" nie były niczym dziwnym. Oczywiście nigdy nie było tak, że udawało się tam 100% męskiej populacji, ale popyt utrzymywał się na stałym, zadowalającym prowadzących ten biznes, poziomie.

A że za chwilę uniesienia trzeba było płacić zdrowiem - stąd kolejny zarobek rozmaitych paramedyków, jak ów dr Retau.

19 listopada 2013

Oczywistości

Każdy go używa, a jednak przedmiot ten nie bywa częstym tematem rozmów. Milczenie przerwał dopiero pan Jan Anders z Poznania na łamach "Nowego Kurjera":


"Nowy Kurjer", 10 IV 1929
Prosto i na temat: wieko, wygódka. Generał Sławoj-Składkowski nie wpadł jeszcze wówczas na pomysł propagowania higieny na polskiej wsi, co miało mu ostatecznie dać pomnik trwalszy niźli ze spiżu – bo zapisanie nazwiska w polszczyźnie (sławojki!), a mianem ubikacji wciąż określano tylko każdą małą przestrzeń magazynowo-użytkową.

16 listopada 2013

Eremita i kogut



"Nowy Kurjer", 28 X 1928

Z owczarzami jak wiadomo zawsze jest coś na rzeczy – taki to nocnicę przepędzi, "oczami" urok rzuci, innym razem chmurę gradową naśle (lub przegoni), jednym słowem persona, z którą należy się liczyć, a przynajmniej nie wchodzić jej w drogę. Tym bardziej zrozumiała wydaje się radość łaskarzewian, których odwiedził pokojowo nastawiony owczarz-eremita. Żyje w jamie, mało jada – o surowiźnie i wodzie żyje, wiele daje – leczy ludzi i zwierzęta, doradzi w trudnej sprawie,  bogobojny (do pokuty namawia), no i co najważniejsze – nic za to nie bierze! 

Inna rzecz, wyróżniająca łaskarzewskiego eremitę, to wyłamanie się z zawodowych kompetencji - zamiast opiekować się owcami, żyje z kogutem. Dzieli z nim łoże, a ptak zastępuje mu zegar. Miejmy nadzieję, że tylko zegar...

Prasa milczy, czy następnej wiosny owczarz wrócił do swej jamy przy łaskarzewskim cmentarzu. Może powędrował gdzieś dalej...



15 listopada 2013

Jak się rozmnażać?


Jak się rozmnażać to na całego:

"Nowy Kurjer", 2 VI 1929

Oto przykład dla współczesnych kobiet – pani Voellnerowa! A i mężczyźni powinni wziąć ten przykład do serca, w końcu Frau Voellner nie poczęła tych wszystkich dzieci w wyniku partenogenezy, ale ze swym małżonkiem Alfredem (przynajmniej zróbmy takie założenie). Mąż w zasadzie okazał się tak ważny, że korespondent zapomniał (uznał to za nieważne?) wspomnieć jak ma na imię owa germańska Magna Mater

Aby uzmysłowić czytelnikom, z jakim osiągnięciem mamy tu do czynienia, warto sobie uzmysłowić, że:  

– nasza bohaterka rodziła średnio dwójkę dzieci rocznie,

– w Polsce A.D. 2013 na jedną kobietę w przedziale wiekowym 15-49 lat przypadało 1,3 dziecka, co oznacza, że pani Voellnerowa żyjąc współcześnie "wyrobiłaby" normę za 13,8 matek!

– Republika Weimerska stwarzała warunki umożliwiające posiadanie rodziny większej niż: kobieta, kot, rower i/lub mężczyzna, komputer, bilet miesięczny.

– Alfred Voellner był w stanie utrzymać 20-osobową rodzinę (cokolwiek robił – był w stanie)


14 listopada 2013

Pompa odsysająca rozum

Ledwie kilka dni temu, piszącemu te słowa przyszło odwiedzić Węsiory, które (jeżeli już z czegoś) słyną z kamiennych kręgów autorstwa plemion gockich, które pod wodzą króla Beriga przetaczały się przez Pomorze na trasie Szwecja - południe Europy. Działo się to dosyć dawno, bo w II-III w. n.e. Sprawa została już dogłębnie zbadana przez archeologów, o wynikach ich pracy można poczytać tutaj (polecam – kawałek rzetelnego tekstu).

I w tym miejscu wypadałoby zaapelować, aby osoby ortodoksyjnie racjonalne, pokładające pewność w wiedzy, jednym słowem powszechnie uznawane za normalne - odstąpiły od dalszej lektury... Wypadałoby, ale, że za wysoce wątpliwy należy uznać fakt, iż ktoś zagląda do Curiosów, aby znaleźć "normalność" (czymkolwiek ona ma być), ostrzeżenie takie wydaje się zbyteczne. Zapnijcie zatem pasy i w drogę – w meandry ludzkiej wyobraźni! Muzyka!

Na początku było niewinnie, a nawet trochę nostalgicznie i rozczulająco:








Tradycyjne Dziady były całkiem niedawno, a tradycja słowiańska nie ginie lecz ma się dobrze, więc znicze i kwiaty były na miejscu. Prócz nich adoranci musieli też dokonać rytualnej obiaty, w ramach to której być może spożywali warzone w prapolskim Poznaniu piwo o arcysłowiańskiej nazwie "Lech", bowiem puszki po tym napoju walały się dość licznie po okolicy. Mogli być to również kibice ŁKS-u, ale nie uprzedzajmy faktów...

Okoliczne sosny licznie oblepiały kartki formatu A4. I to treść na nich zawarta przykuła szczególnie mą uwagę.





Zdziwienie mogą budzić nazwy kolejnych kręgów: Strażnik, Merope, Elektra, Taigete, w końcu to kręgi gockie, a nie greckie, no ale od szczypty mitologii jeszcze nikt nie umarł (najwyżej sęp mu wątrobę wyżarł).

Tuż obok jednak jak byk stało, że "tutejsze kręgi kamienne są miejscem mocy o szczególnie miękkiej energii, działającej jak pompa odsysająca chaos [sic!] zarówno z otoczenia, jak też z wszelkich organizmów żywych...". Kto nie wierzy, niechaj czyta:





Zwierząt żadnych jako żywo nie było, a i miejscowi woleli jakoś pobliską polną drogę od okazji zażycia dawki energii z wnętrza kręgu. Może nie mieli wiedźmińskiego medalionu... nie wiem.

Generalnie kręgi wszystkim i na wszystko robią dobrze "wyrównując potencjały energetyczne". Przy okazji autorzy tego tekstu zahaczyli o stolemy, Gotów, UFO, etc. (ukłon w stronę turystycznej promocji Gminy?). Wydaje się, że trafiliśmy do istnego raju, ale każdy raj ma swoje zasady, których złamanie niesie ze sobą poważne konsekwencje. Doświadczyła ich pani Karolina Fijałkowska, która niebacznie zabrała kamień z "kręgu Strażnika":





Kobietę bolała głowa, więc... wzięła kamień ze stanowiska archeologicznego. No przecież każdy tak robi, nie? Ciekawe czy planowała aplikować lekarstwo w formie okładu, doustnie czy doodbytniczo? 

Migrena musiała być dosyć silna, pisze ona bowiem, że nie zauważyła "karteczek z ostrzeżeniami", co jest o tyle dziwne, że łatwiej przeoczyć same kręgi niż te sterty zakoszulkowanych kserówek o oczojebnej czcionce.

Zdobycz już wkrótce okazała się problematyczna, ponieważ urwała pani Karolinie torebkę (Uwaga: kamienie zbierane poza kręgami mocy torebek nie urywają!). Jednocześnie "gdzieś koło miejscowości", w której mieszka spaliło się dwóch mężczyzn... No jak nic kamień. Nie wspomina co prawda czy kury też się przestały nieść, a krowy cielić, ale wynika to zapewne z wagi wydarzeń, które dopiero miały nastąpić. 


Otóż, w domu pani Fijałkowskiej zagnieździł się poltergeist, który za nią "wyczuwalnie" łaził, a do łazienki sprowadziły się skrzaty. Normalny człowiek wezwałby Wiedźmina lub chociaż owczarza z pobliskiej wioski, ale nasza dzielna bohaterka postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce i po konsultacji z teściową odwiozła kamień z powrotem do Węsiorów. Dzięki temu z domu (z głowy?) pani Karoliny zniknęły napastliwe stukacze, skrzaty przestały szczać do szamponu, a i ból głowy ustąpił (zaczęła spać na poduszce zamiast na magicznym kamyku?). Jednym słowem: Cud! Ludziska, cud! I żywy dowód na to, że nic się nie kończy i nic nie zaczyna - zmienia się jedynie scenografia świata, a ludzka natura pozostaje niezmienna.


To jeden z tych kamieni prześladował panią Karolinę!



Kartka na końcu trasy zawierała krótki komunikat, nie wiadomo, czy odnoszący się tylko do "mocy miejsca", czy też do stanu umysłu po przeczytaniu poprzednich informacji:



Poczuwszy się "przeładowany energią", postanowiłem opuścić nie tylko krąg, ale i cały rezerwat archeologiczny. Swoją drogą, ciekawe czy kibice ŁKS-u on tour też poczuli się "przeładowani"?




P.S. Głodnym wiedzy polecam stronę autorów owych tabliczek – Stowarzyszenia Badań Kamiennych Kręgów – prócz tytułowych zagadnień, jest tam sporo informacji o UFO, kulach energetycznych, i niuejdżowskim kulcie Wicca. Enjoy!

08 listopada 2013

Winter is coming!

Na dworze coraz chłodniej, od rana mży, dżdży i zacina północny wicher. Listopad skutecznie wykańcza ostatnie barwy lata i odcienie optymizmu. Jednym słowem trzeba sięgnąć do szafy po cieplejsze rzeczy. Albo kupić nowe. Oczywiście najlepiej zaopatrywać się u producenta:

starpulse.com


"Goniec Wielkopolski", 1897
Nie ma lepszej reklamy niż producent noszący własne wyroby, Proszę tylko popatrzeć jak wspaniale leżą te rękawice!

Co nam jednak po najpiękniejszych choćby rękawicach, jeżeli dłonie pozostają puste! Warto pomyśleć o dobrym żelazie:


"Gazeta Bydgoska", 1923

I człowiek od razu wygląda poważniej:


starpulse.com

Tak zaopatrzeni możemy już raźno wkroczyć w objęcia zimy:

starpulse.com


P.S. Tylko dlaczego Starkowie nie noszą czapek? Przecież warto chronić swoją głowę, szczególnie zimą. Inaczej można ją stracić.


07 listopada 2013

06 listopada 2013

Elixir de Kujavia

... czyli tynkturę na porost włosów, tudzież przeciwko siwiźnie poleca Pierwsza kujawska Perfumerya specjalna w Inowrocławiu:

"Dziennik Kujawski", 1894
Od tamtej pory minęło 130 lat, a liczba łysych bądź posiwiałych w Inowrocławiu, tudzież na całych Kujawach wcale nie zmalała. Może jednak owej tynktury używano do czego innego niż smarowanie głowy? W końcu mleko orzechowe nie może być aż tak niesmaczne...

02 listopada 2013

Zaduszki i Hubertus!


Symboliczne połączenie Zaduszek (dzisiaj) i św. Huberta (jutro):
Kuna w krypcie do zobaczenia w Gniewie


Wszystko tu jest prawdziwe: trumny, kości, kuna i zjadany przez nią drób. Zdziwienie też.