27 października 2013

Tyfusy i Krzyżaki



Bydgoszcz i Toruń - dwa słowa a ile znaczeń! Miasta te są niczym awers i rewers monety, jak bracia Kurscy, jak Obi-Wan Kenobi i Lord Vader - trwają w antypatii, którą można chyba przyrównać do tej dzielącej potomków przyjezdnych z Kielecczyzny do Sosnowca z potomkami przyjezdnych z Kielecczyzny do Katowic.



Co by jednak nie mówić (i nie pisać), w Bydgoszczy nawet głodomorom się nie udawało:







Jakiś tajemniczy (milczy o nim dawna prasa), "Głodomór Adolfi" deklarował wstrzymanie się od jedzenia przez 50 dni. Żeby ułatwić sobie sprawę wybrał Bydgoszcz, gdzie jak wiadomo ze świecą szukać knajpy o zjadliwej choćby kuchni. To jednak nie przekonało potencjalnych widzów ówczesnego "Big Brothera", którzy jak na "tyfusy" przystało poskąpili owemu artyście (bo nie można mieć wątpliwości, że był to prekursor performence'u) grosza, zmuszając do dosłownego wyrwania się ze szklanej klatki. A żeby tego było mało, został on na koniec aresztowany przez bydgoską policję. Ale pod jakim zarzutem? Tego już nie wiadomo...





P.S. Gwoli wyjaśnienia i zapobieżenia potencjalnym ripostom - w sprawie antagonizmu Bydgoszcz-Toruń (czy też Toruń-Bydgoszcz), Autor zachowuje zdrowy dystans, obserwując potyczki dwóch leżących w Polsce B powiatowych miasteczek, które w cudowny sposób zaprzepaszczają kolejne szanse zawrócenia regionu z drogi od bytu do odbytu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz