Ludzie nie lubią reklam. Większość odbiorców
drażni skrajny prymitywizm i infantylność przekazu, który w połączeniu z godną
lepszej sprawy nachalnością, staje się wyjątkowo ciężkostrawny. Niektórzy przy tym
z niejakim rozrzewnieniem wspominają czasy kiedy reklam nie było – okres słusznie
minionego PRL. To znaczy reklama wtedy była, a nawet miała się całkiem dobrze,
ale socjalistyczną gospodarkę planową cechował wieczny niedobór wszystkiego,
stąd każdy towar pojawiający się w sprzedaży znajdował natychmiast swojego nabywcę
i specjalnego zachwalania nie potrzebował (bo często i nie było czego chwalić).
Inaczej było przed wojną ˗ II Rzeczpospolita
ze swoim obwarowanym licznymi monopolami, ale jednak wolnym rynkiem, zmuszała
producentów do walki o potencjalnego klienta. Kiedy przyjrzeć się formom, jakie
te działania przybierały, uczucie déjà vu
jest nieodparte. Oto te same co we współczesnej reklamie rozmaite Ewy, Ady
i Jole z problemami skórno-zębowymi walczą o naszą uwagę używając niemal tych
samych zwrotów i argumentów, jakie stosowały wobec naszych babć i dziadków. Ogólną wesołość psuje tylko rzut oka na datę
kiedy dwie z reklam
pojawiły się w prasie. Był to czas gdy hasło ratowania skóry nie oznaczało już
niestety tylko zmagań z suchą cerą, ale nabrało ono tragicznie dosłownej
wymowy.
"Światowid", 3 IX 1939 |
"Światowid", 28 V 1939 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz